• DEZYNFEKCJA - DEZYNSEKCJA - DERATYZACJA - BRODNICA KUJAWSKO-POMORSKIE

4853

Brodniczanin Adam Szulwic zawodowo zwalcza osy, szerszenie, wołki zbożowe, mrówki faraona, muchy, prusaki.

Ale najtrudniejsze zadanie czeka go zawsze, gdy musi stawić czoło szczurom. To niezwykle inteligentne zwierzęta. Na co dzień nie ma z nimi do czynienia, ale...

Jest 5 sierpnia 1999 rok. Trwają wieczorne wiadomości w komercyjnej stacji TVN. W połowie dziennika zaczyna się jeden z pierwszych reportaży w dziennikarskiej karierze śp. Marcina Pawłowskiego. Mówi o zdarzeniu w Brodnicy na osiedlu Grunwald. O tym, że szczur pogryzł 5-letniego Wojtka Pawłowskiego i nastąpiła inwazja tych gryzoni na nasze miasto.

- W każdym mieście w kanalizacjach są szczury, ale w tym roku w Brodnicy została zachwiana równowaga, bo szczury miały lepsze warunki bytowania – wyjaśniał przed kamerami deratyzator Adam Szulwic.

Ogólnopolskie media zadawały pytania, czy w Brodnicy doszło do inwazji szczurów? „Chyba tak” – stwierdziła dla „Expressu Bydgoskiego” Sekretarz Miasta Brodnicy Elwira Kempczyńska.

Obawy potwierdza Szulwic. Przypuszcza, że Grunwald zamieszkuje około 8 tysięcy szczurów wędrownych.

Sześć lat później

Od tamtego czasu w Brodnicy szczurom wywołano prawdziwą wojnę. Pomogło zarządzenie wojewody o obowiązkowej deratyzacji dwa razy do roku – w kwietniu i październiku – miesiącach największej migracji tych gryzoni.

- Można śmiało stwierdzić, że problemów ze szczurami w naszym mieście i okolicach już nie ma – przekonuje Szulwic. – Niebezpieczeństwo inwazji zostało zażegnane. Nie oznacza to oczywiście, że ich w ogóle nie ma. Są, bo szczury będą zawsze. Jest ich jednak tak mało, że nikomu poważnie nie zagrażają. Przypadek sprzed roku, kiedy pojawiły się na Nowej Kolonii, był wyjątkiem potwierdzającym regułę. Po prostu zapędziły się wtedy w kozi róg. Nie miały gdzie uciekać. Wyszły w jednym z bloków. Jeden w sedesie. Był bardzo zdezorientowany. Pamiętam, przyjechałem do przestraszonej rodziny. Na sedesie stało wiadro. Zdjąłem je, podniosłem klapę i z muszli wystawała głowa szczura, trochę zaczerwieniona, gdyż wcześniej mieszkańcy próbowali przegonić go polewając wrzątkiem. Pojechałem do domu po wiatrówkę. Gdy przybyłem po kwadransie, szczur cały czas tkwił w tym samym miejscu. Wycelowałem i zabiłem.

Uśmiercanie szczurów śrutem jest rzadkie, tak jak zapomniana już metoda łowienia przywódcy stada na wędkę. To jest zbyt czasochłonne.

- Ja wolę łowić ryby, a na szczury mam przede wszystkim chemię – mówi Szulwic.

Śmierć idzie z Kanady

W Polsce i Brodnicy występuje przede wszystkim szczur wędrowny. Przemieszcza się głównie przewodami kanalizacyjnymi.

- I właśnie głównie w studzienkach rozgrywa się z nimi walka – informuje Szulwic. – Do tego potrzebne są środki charakteryzujące się odpornością na wilgotność i nacechowane różnymi substancjami hormonalnymi, które będą atrakcyjne dla gryzonia. Co roku są unowocześniane. Jak szczepionka na grypę.

Najnowocześniejsze środki brodnicki deratyzator sprowadza z Kanady. Zawiesza je na sznurku, tak, aby przynęta wisiała 15 cm nad podłożem, co nie zagraża jej zniszczeniu przez wezbrane fekalia. Poprzez jej niepowtarzalny zapach i skład szczur nie może jej się oprzeć, nawet jeśli ma w pobliżu inny pokarm. I zajada się trucizną, której kolejnym atrybutem jest opóźnione, nawet o kilkanaście dni, śmiercionośne działanie. To sprawia, że szczur nie wie od czego ginie i nie może tej informacji przekazać innym członkom stada.

- Całkowicie zdezorientowane gryzonie, te, które przeżyły, opuszczają dotychczasowe terytorium – kontynuuje Szulwic. – Wszystko poszłoby jednak na marne, gdyby nie koordynacja w walce z nimi wszystkich właścicieli studzienek i przewodów kanalizacyjnych. W Brodnicy na szczęście współpraca pomiędzy Wodociągami, BTBS-em i Spółdzielnią Mieszkaniową jest wzorowa. Od lat trutki wykładane były równocześnie, stąd szczur nie miał bezpiecznej strefy w mieście i musiał wyemigrować. Gdzie? Może do Rypina?

Cwane bestie

O inteligencji szczurów krążą legendy. W blisko 20-letniej karierze deratyzatora Szulwic zapamiętał dwa przypadki dowodzące ich nietuzinkowego myślenia. 15 lat temu w Cielętach, w tamtejszym PGR-ze hodowano gęsi i bażanty. W okolicach las, pola i ugory. Idealne miejsce dla migracji szczurów, które dodatkowo miały pod nosem magazyn zbożowy. Wysypywano trutki, sprowadzono tuzin kotów, zastawiano pułapki, ale nic nie pomagało. Szczurów nie ubywało. Postanowiono zatem pobudować szczelny magazyn. Wkopano się na ponad metr w ziemię, wylano grube fundamenty i posadzkę z betonu i szkła, a następnie postawiono ściany i sufit bez żadnych okien i świetlików. Były tylko jedne metalowe wrota.

- Nie było możliwości się tam wśliznąć, a jednak szczury sobie z tym bunkrem poradziły – opowiada Szulwic. – Wkopały się pod posadzkę i wybrały ziemię na dwóch trzecich jej powierzchni. Magazyn pod swoim ciężarem się przechylił, pękł i powstała szczelina. Już w Cielętach nie ma hodowli.

Cztery lata temu do Szulwica zadzwoniła przestraszona kobieta informując, że w jej świeżo wyremontowanej kuchni, jeszcze nieumeblowanej, ma ogromnego szczura. Gdy przyjechał, gryzonia już nie było.

- Szczur, który wtedy znalazł się w potrzasku, znalazł niezwykły sposób na wydostanie się. Na pewnej wysokości był otwarty lufcik, ale dostać się można do niego było tylko po śliskiej ścianie. Szczur to nie mucha, wdrapać się nie mógł. Łapami tak rozmazał swoje odchody na ścianie, aby tworzyły przyczepną nawierzchnię. I w ten sposób wyszedł – kończy Szulwic.

Adam Szulwic

Zakład Dezynsekcji, Dezynfekcji i Deratyzacji prowadzi od 1987 roku. Wcześniej parał się innymi zawodami, m.in. przez rok kopał węgiel w jednej ze śląskich kopalni. W tym czasie ukończył szkołę zawodową, zdobył zawód mechanika maszyn i wrócił do Brodnicy. Tu podjął pracę w Rejonie Dróg Publicznych jako kierowca. Potem był taksówkarzem i ponownie kierowcą w państwowej firmie Trans Mlecz.

- Latem 1987 roku przyjechał do mnie w odwiedziny kuzyn z kieleckiego – mówi. – Jednego z wieczorów siedzieliśmy przy piwku i opowiedział mi o swojej pracy związanej z deratyzacją i dezynsekcją. Zainteresował mnie i postanowiłem podobny zakład otworzyć w Brodnicy.

Pierwszym zleceniem jakie otrzymał było oczyszczenie z much chlewnię PGR-u w Gwiździnach. Nie miał jeszcze opryskiwacza spalinowego i z owadami walczył urządzeniem napędzanym ręcznie.

- Trwało to sześć godzin – wspomina. – Ale się opłacało. Zarobiłem za to zlecenie tyle pieniędzy, ile bym zarobił przez miesiąc w dotychczasowej pracy.

Żonaty z Mirosławą doczekał się dwóch córek: Izy i Agnieszki. Z rodziną mieszkają jeszcze dwa psy: Oliwer i Czaki oraz dwa kotki: Rafał i Mały.

- Moje hobby to przede wszystkim wędkarstwo – informuje. – Ostatnio często wyjeżdżam na połowy na Morze Bałtyckie. Kilka tygodni temu złapałem dorsza, który ważył 8,2 kg (na zdjęciu).

PRUSAKI

- Charakteryzują się tym iż w chwili padania samica momentalnie składa jaja. Wielu ludzi zadowolonych z pierwszego zabiegu, widząc trupy dorosłych osobników, rezygnuje z dalszych. Nalegam, żeby przeprowadzić drugi, po dwóch trzech tygodniach, kiedy z jaj wyklują się młode, jednak w wielu przypadkach bezskutecznie. No i problem rozpoczyna się od początku. Prusaki w domu to niekoniecznie wynik brudu. Był przypadek, że przyjeżdżałem z nimi walczyć do jednego z bloków na osiedlu i okazało się, że wnoszone są one wraz z zakupami z jednego ze sklepów.

MRÓWKI FARAONA

- Jeszcze kilka lat temu był to taki sam problem jak ze szczurami. Ich egzystencji sprzyjały ściany działowe z gipsu w blokach. Walka była trudna, gdyż ich królowa gniazdo zakłada oddalone nawet o trzy kolejne pomieszczenia od występowania i żerowania jej robotnic. Nie pomagało zatem zatruwanie samych robotnic. Trzeba było wymyśleć i zastosować środek, który nie zabijał, a wnoszony był do gniazda i powodował bezpłodność królowej. Powiodło się. Od kilku lat o mrówkach faraona w Brodnicy nie słychać.

OSY I SZERSZENIE

- Prawdziwa plaga to lipiec i sierpień. W tym roku wzywany byłem do tych owadów blisko sto razy. Najczęściej do ośrodków letniskowych. Likwidacja ich polega na użyciu środków chemicznych, które powodują szybką śmierć i przy okazji likwidują ślad feromonowy. Oznacza to, że w tym miejscu przez długi czas żadne osy i szerszenie gniazda nie zbudują. A potrafią zbudować arcydzieła – nie tylko poprzez ciekawy kształt, ale także kolorystykę.

WOŁKI ZBOŻOWE

- Postrach magazynów zbożowych. Pasożyty te potrafią przez zimę zjeść nawet całe zboże z magazynu! Byłem już przywołany do jednego z gospodarzy, który poprosił mnie o ratunek. Za późno. Z 20 ton w magazynie zostało pół tony - same plewy. W walce z wołkiem najważniejsza jest profilaktyka. Jeżeli przed żniwami przeprowadzi się dezynsekcję silosu, to kłopot mamy z głowy. Jeżeli nie, to możemy spodziewać się nieproszonego gościa. Wtedy pozostaje jedynie zniszczyć je gazem lub ziemią okrzemkową. Takie zboże wtedy nadaje się już tylko na pasze. Odwianie martwych wołków ze zboża jest zbyt drogie i po prostu nieopłacalne. Rolnicy są w tym przypadku dobrze uświadomieni. Praktycznie wszyscy się zabezpieczają, wiedzą, że straty mogą być zbyt duże.

MUCHY

- Najwięcej zleceń na tępienie much w oborach i chlewniach mam latem. Muchy są bardzo uciążliwe dla krów i trzody chlewnej. Coraz bardziej doceniają ich niekorzystny wpływ na zwierzęta rolnicy. Niepokojone przez muchy krowy potrafią dać nawet o 15 procent mleka mniej.

DEZYNFEKCJA PO ZMARŁYCH

- Najbardziej nieprzyjemne momenty w mojej pracy, ale zdarzają się. Ostatnio musiałem przeprowadzić dezynfekcję w jednej z przenośnych szatni na budowie przed sklepem „Biedronka”, gdzie zmarł w nocy jeden z pracowników.

żródło: Artykuł, który prawdopodobnie ukazał się w Czasie Brodnicy